Dzieją się rzeczy bez precedensu. W wyborach w USA chyba pierwszy raz w historii media odłączały prezydenta od przedstawiania swoich racji w wystąpieniach telewizyjnych. Jego wypowiedzi wszystko jedno zasadne czy nie były cenzurowane. Walczącego o reelekcję prezydenta postanowiono pozbawić głosu. Kiedy podczas konferencji prasowej prezydent Trump zaczął oskarżać Demokratów o sfałszowanie wyborów, główne stacje telewizyjne po prostu przerwały transmisję, twierdząc, że prezydent kłamie! Szok! Jaką wiedzę i dowody miał jakiś człowieczek będący spikerem, aby oceniać i cenzurować słowa prezydenta a tym bardziej przerywać jego transmisję? Już znacznie większą wiedzę miał sam prezydent wspierany całym aparatem badania społeczeństwa i jego nastrojów. Jego powyborcze sugestie dotyczące możliwych fałszerstw były wyciszane, blokowane lub przerywane. Neil Cavuto, popularny prezenter stacji Fox News przerwał transmisję z Waszyngtonu kiedy sekretarz prasowa białego domu zaczęła mówić o fałszowaniu wyborów. Przerywając program powiedział “To bardzo poważne oskarżenie, na które trzeba mieć dowody”. No to ja ponawiam pytanie. A jakie dowody ma prowadzący, że pani sekretarz nie mówiła prawdy?
Wielkie serwisy internetowe, które z założenia być platformami swobodnej wymiany myśli i informacji cenzurowały amerykańskiego prezydenta. Tylko dlatego, że były posłuszne partykularnym interesom swoich właścicieli a nie szukaniem prawdy. Były to serwisy Twitter i Facebook. Twitter najpierw blokował wpisy prezydenta a później oznaczał je komentarzem o niewiarygodności.
Prezydent został odłączony od wyborców a jego argumenty zdyskredytowane. Ogłoszono triumfatora wyborów gdy tylko liczba elektorów osiągnęła wystarczającą wartość do wygranej. Jednocześnie większość stacji rzuciła się do składania gratulacji Bidenowi. Piętnowano polityków Partii Republikańskiej publikując listy tych, którzy jeszcze nie pogratulowali przedstawicielowi demokratów wygranej wywierając presję usiłując zmusić nawet członków Partii Republikańskiej do uznania porażki.
Stworzono bardzo niebezpieczny precedens. Wyłączając prezydenta amerykańskie media zaczęły sobie przypisywać prawo do oceny przedstawianych faktów, przez jakby nie było przedstawiciela połowy narodu. Tymczasem misją i obowiązkiem mediów jest relacjonowanie wydarzeń i informowanie a nie ich selekcja pod kątem arbitralnie wyznaczanej wiarygodności.
Czy amerykańskie media stały się już tak silne, że zaczęły samodzielnie kreować politykę i decydują kto powinien objąć władzę a kto na nią nie zasługuje?
Mediami nie rządzą dziennikarze tylko właściciele. To właśnie one, korporacje i wielki kapitał zdecydował kto objął Biały Dom. Media wykonywały ich plan, choć dzięki lewicowej propagandzie i skłaniającej się do niej większości dziennikarzy było to wykonanie bardzo gorliwe.
Może Donald Trump naraził się wielkiej finansjerze lekceważąc pandemię, której skutków panicznie bali się wielcy i bogaci Ameryki? James Gorman, prezes zarządu banku inwestycyjnego Morgan Stanley. Co łączy jego bank z firmą doradczą Vanguard, korporacją inwestycyjną BlackRock i gigantem finansowym State Street Global Advisors? Odpowiedź brzmi: Twitter. Wszystkie wymienione korporacje są największymi udziałowcami tego popularnego serwisu społecznościowego, który potem tak chętnie blokował wpisy Trumpa. Podobne powiązania znajdujemy stacjach telewizyjnych.
Może za często odwoływał się do zwykłego wyborcy, zwykle konserwatywnego, który choć konserwatywny i silny liczebnie nie ma wielkiego kapitału i wpływów.
Od dawna w USA istnieje niestety silna sieć powiązań pomiędzy strukturami władzy i prywatnym biznesem. Ludzie z których się składa mają ogromny wpływ na to co teraz tylko z nazwy jest wolnymi wyborami i demokracją. Za czasów Eisenhowera takie powiązania zwane “deep state” odnosiły się do kompleksów militarno-produkcyjnych, które miały umieszczać w najwyższych władzach ludzi dążących do konfrontacji międzynarodowej, po to żeby można było zarabiać na kontraktach zbrojeniowych. Teraz “deep state” nie jest już wiązany z przemysłem zbrojeniowym. Miejsce generałów zajęła wielka finansjera, właściciele banków, nowobogaccy zawdzięczający swój kapitał nowym technologiom oraz najzamożniejsi kapitaliści.
Dla tego towarzystwa wygrana Donalda Trumpa w wyborach w 2016 r. była szokiem. Wtedy miała wygrać Hilary Clinton będąca przedstawicielem właśnie tych środowisk. Od samego początku Donald Trump był niesamowicie mocno zwalczany. Ten bunt amerykańskich elit trwa do dziś. Na początku chodziło o ideologię a teraz również o wielki kapitał i strach jego właścicieli.
Prezesi największych banków dołączyli kiedy zaczęli się obawiać, że dalszy wzrost takich nastrojów w połączeniu z pandemią koronawirusa i rozruchami na tle masowym może się skończyć destabilizacją kraju. Najprościej było wymienić prezydenta.
Prywatne koncerny działające krajach wolnego rynku nie działają już tak jak jeszcze dwadzieścia kilka lat temu. Nie mogąc wywołać wojen w stabilnych krajach działają w sposób wyrafinowany i rozłożony w czasie. Za pieniądze nie organizuje się zamachów ani nie korumpuje rządów (przynajmniej nie całych), lecz promuje się w obcych społeczeństwach postawy i treści odpowiadające zleceniodawcom. Na tak dużą skalę stało się to możliwe dopiero w czasach nowoczesnych mediów i kultury masowej. Środki przekazu elektronicznego, granty dla wybranych środowisk wraz z indoktrynacją ideologiczną robią swoje.
Jesteśmy zmuszeni do zastanowienia się co się właściwie stało? Skąd wzięło się to zideologizowanie biznesu? Wielkimi koncernami kierują dziś w większości ludzie, którzy są wychowankami lewicowej rewolucji obyczajowej końca lat 60-tych. A jeśli są na to za młodzi to i tak zostali zindoktrynowani jej ideologią podczas studiów na zdominowanych przez lewicową kadrę uniwersytetach.